Sunday, November 28, 2010

jedzonko dla "wygnańców" część I/Food for expats part I

Myślę, że jedną z najtrudniejszych rzeczy żyjąc za granicą jest przyzwyczajenie się do lokalnej kuchni i produktów spożywczych. Mimo faktu, iż jestem osobą niezwykle otwartą i ciekawą obcych kuchni (jadłam już w swoim nie tak długim życiu różne dziwne rzeczy jak np. czarne jajka w końskiej urynie czy bycze jądra), ciężko jest przestawić się na żywienie diametralnie różne od naszego rdzennego.
Nie mam tu na myśli walorów smakowych, lecz odżywcze. Kuchnia polska XXI wieku, jest moim zdaniem zupełnie inna od tego co jadał nasz dziad czy pradziad. Nasze odżywianie stało się bardziej zbilansowane i świadome. Coraz częściej wybieramy zdrowe produkty, zapożyczamy to co najlepsze od innych kultur, pragnąc uzyskać jedzenie będące strawą nie tylko dla ciała ale i dla ducha.
Kiedyś nasza kuchnia obfitowała w dania mączne i ciężkie przaśne mięsiwa, dziś coraz częściej świadomie rezygnujemy z ziemniaków, czy sosu na rzecz sałatek, rezygnujemy z  dań smażonych na rzecz grillowanych, duszonych czy pieczonych. 

W Indiach wszystko ma bardziej tradycyjny wymiar.  Mniej jest eksperymentowania, mniej nowości, przepisy przekazywane z pokolenia na pokolenie, kultywowane są na zasadzie narodowych skarbów. Jedzenie jest pyszne, jednak czy dla każdego?
 źródło/source: http://www.indiafood4u.com
źródło/source: http://blog.hotelclub.com/

Niestety nie dla każdego. Europejczycy wychowani na diecie bardziej bogatej w białko (mięso, ryby, nabiał) mogą napotkać na pewnego rodzaju trudności, pragnąc przystosować się do jedzenia opartego na węglowodanach. W Indiach ciężko jest wyobrazić sobie jedzenie curry bez ryżu, czy chapati (chleba w formie placków). Dania same w sobie obfitują w węglowodany (fasola, groch, soczewica) i są jedzone z węglowodanami. W wielu domach nie spożywa się mięsa, czerpiąc białko z roślin strączkowych czy sera paneer, smacznego lecz tłustego zarazem. Wiele dań jest smażonych. Słodycze pyszne, aczkolwiek obfitujące w horrendalne ilości cukru. Ciężko jest znaleźć Indusa, który nie słodziłby swojej Masala chai. Doprowadza  to do przedwczesnej otyłości, cukrzycy i innych powiązanych przypadłości. Wszystko byłoby w porządku, gdyby tryb życia był dostosowany do tego co się spożywa. W czasach gdy ludzie, pracowali fizycznie lub na roli, byli w stanie spalić tłuste kaloryczne jedzenie, jednak dziś kiedy nasza aktywność ogranicza się często wyłącznie do zmieniania kanałów w telewizorze, konieczne są zmiany.

Podobnie stało się ze mną. Chciałam być "Rzymianinem w Rzymie" i przez dwa lata pobytu w Indiach jadłam to co inni i "nie koniecznie" dobrze się to  dla mnie skończyło ;). Mimo, iż nie objadałam się, słodycze jadłam sporadycznie to i tak wskazówka na wadze, przesunęła się w prawo w stopniu  przeze mnie nie akceptowalnym!!! Nie stało się to z dnia na dzień, a systematycznie do momentu, aż przekroczyło punkt krytyczny. Gdybym była typową hinduską żoną pewnie bym się tym zbytnio nie przejmowała, bo tutaj to naturalne, że żonka tyje po ślubie (oznaka dobrobytu). Jednak jako, że jestem "z importu" było to dla mnie nie do przyjęcia.

Przez kilka miesięcy spędzonych w Polsce udało mi się zgubić wszystko co mi przybyło, Tym razem  po powrocie do Indii, postanowiłam podejść do tematu w nieco inny sposób. Staram się wyszukiwać dobre, niskokaloryczne, korzystne dla zdrowia składniki i gotować sama lub czerpać z pysznej hinduskiej kuchni jedynie to co zdrowe i "nie grozi" extra centymetrami w pasie. Niestety potrzebne mi składniki nie są tak proste do zdobycia jak bym sobie tego życzyła. Produkty importowane są często horrendalnie drogie (nakłada się często nawet 300% cła), jednak przy odrobinie wysiłku, cierpliwości (nie wszystko można kupić w jednym sklepie jak u nas;)) i dobrej woli, można wypracować własny sposób na "przetrwanie" :).
cdn.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I personally think that one of the most difficult things living abroad is getting used to local cuisine and food products. In spite of the fact that I'm a very open-minded person (I have eaten lots of strange things in my not so long life eg. black eggs in horse urine or bull's testicles) it is difficult just to switch to eating food completely different from our basic. I don't mean here the taste values, but nutrition properties.

Polish cuisine of XXI century is in my opinion completely different than what had been eaten by our grand and great grandparents. Our nutrition has become much more balanced and we have a bigger awareness of what is good for us or not. More often we are choosing good healthy products, taking from different cultures all their best, in order to prepare food which is not only fuel for the body, but also a gift for mind and soul. In the past our cuisine was reach in flour based products and heavy greasy meat dishes. Today more often and more knowingly we are resigning from potatoes or sauce in favour for salads, we are resigning from fried foods to give place to grilled, sauteed or roasted dishes.
In India everything has more traditional dimension. There is less of experimenting, less of new things. Recipes are being passed from one generation to the other and cultivated like national treasures. The food is delicious, but is it really for everybody?

Unfortunately not. Europeans raised on more protein reach diet (meat, fish, diary products) may face some problems trying to get adjusted to food based mostly on carbohydrates. In India it is difficult to imagine eating curry without rice or chapati (kind of flat bread). Dishes themselves are reach in carbs  (beans, lentils,) and are eaten with carbs. In India many people are vegetarians. They supply the protein in their diet by eating pulse (rich in protein 20-50%, but also rich in starch and other carbs) or kind of cottage cheese called paneer, tasty but fatty. There are plenty of fried dishes. Sweets are delicious but at the same point of time prepared with enormous amounts of sugar and very often ghee (clarified butter). It is also very hard to imagine an Indian not sweetening his or hers Masala chai. All these leads to premature obesity, diabetes and other related diseases. Everything would be perfectly fine if the lifestyle was adjusted to what is being consumed. During the times when people were working  physically like in agriculture  for example, they were able to burn easily greasy and rich food, however in nowadays world, when our physical activity very often limits just to changing channels on TV with a remote, changes are  necessary.

Similar thing happened to me. I wanted to be a "Roman in Rome" and  during my last two year stay in India I was eating same foods like everybody else, with not necessarily good result. I was neither overeating, nor eating too much of sweets, but still the pointer on the scale has shifted right, which I could not accept. It did not happen overnight, but systematically till the time it has reached critical value ;). Maybe if I was a "typical" Indian wife, I would not care much about it, as it is pretty normal that a wife  (husband as well ;)) put on weight after marriage (signs of welfare :)).

During few months spent lately in Poland, I have managed to loose all what I have gained and this time I have decided,  that after coming back to India , I will approach food topic from a different perspective. I am trying to choose good, low calorie, healthy ingredients and cook myself or choose from Indian cuisine only those dishes, which are healthy and do not create hazard of extra cm in waist. Unfortunately necessary ingredients are not so easy to get as I would like them to be. Imported products are often very expensive (sometimes with approx. 300% duty), however with a little bit of an effort, especially from Naveen's side, patience (as not everything is available in one shop) and good will, one can find his or hers own way for "survival".
To be continued...

Thursday, November 25, 2010

Hinduskie impresje/Indian impressions

Dziś kilka fotek zrobionych po powrocie do Indii, jak widać nic się nie zminiło ;) To kraj gdzie stare miesza się z nowym, tradycja z nowoczesnością...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Today just few photos taken after I landed in India. India is a country where old meets new, tradition mixes with modern...

Mućka/Cowsie
mniam mniam/yum yum
Muuuuuuuuuu
Poczta/Mail
EMS Pocztex/EMS Speed Post
Cayenka w Mumbaju/Cayenne in Mumbai
I z bliska/close up :)
Chwila odpoczynku/Moment of rest
Harry Potter
Tygrys/Tiger
Orzeszki dla Pana?/Would you like some peanuts Sir?
Jacuzzi ;)

Tuesday, November 23, 2010

Pikantna zupka dyniowa by poczuć się jak u Mamy/ Spicy pumpkin soup Mummy's style

Dziś na kolację była zupka dyniowa...jesienna...optymistyczna...rozgrzewająca...pyszna... Przywołała świeże wspomnienie Maminych obiadków, gdyż moja Mama robi najlepszą :) To chyba jedno z niewielu dań, które mogę powtórzyć w Indiach bez zmiany smaku. Dziś sekretną recepturą podzielę się z Wami.

Składniki na 4-5 porcji
  • kawałek dyni obrany i pokrojony w kostkę;
  • 1,5cm kawałek świeżego imbiru;
  • pół łyżeczki ziaren kminku;
  • 2 średnie cebule;
  • odrobina oliwy z oliwek;
  • chilli w proszku;
  • pieprz, sól;
  • 1l bulionu;
  • sok z 1/2 limonki (do smaku);
  • opcjonalnie pół szklanki mleczka kokosowego;
  •  po 1 łyżce gęstego jogurtu na porcję;
  • 4-5 łyżek pestek z dyni;
  • świeża kolendra do dekoracji.
Na głębokiej patelni rozgrzać odrobinę oliwy, wrzucić kminek, mieszając uprażyć. Po chwili dodać dynię pokrojoną w kostkę i starty imbir. Na drugiej patelni zeszklić cebulę pokrojoną w piórka, dodać do duszącej się dyni. Dusić pod przykryciem ok 10 minut, po czym zalać bulionem, doprawić solą, pieprzem i chilli. Gotować na małym gazie, aż dynia będzie zupełnie miękka. Zmiksować blenderem, dodać mleczko kokosowe (nie jest konieczne, ale daje fajny smak). Podawać z kleksem jogurtu naturalnego, posypaną uprażonymi pestkami dyni i listkiem świeżej kolendry.
Pycha!!!


 



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Today we had pumpkin soup for the dinner - autumn style...optimistic...warming up...yummy... It brought back fresh memories of Mummy's foodie. I have to say that my Mom is a cooking master. This soup is one of few dishes that can easily be done in India without changing the taste. Today I will share this secret recipe with you :)

4-5 serves
  • piece of pumpkin pealed and cut into cubes;
  • 1,5cm piece of fresh ginger root
  • half tea spoon of cumin seeds,
  • 2 onions;
  • little bit of olive oil;
  • chili powder;
  • salt&pepper;
  • 1l of chicken or vegetable broth;
  • juice of 1/2lime (to taste);
  • optionally half glass of coconut milk;
  • 1 spoon of dense curd per person;
  • 4-5 spoons of pumpkin seeds;
  • fresh coriander leaves for decoration.
Heat a little bit of olive oil in a wok, add cumin seeds and roast them.  After a while add cubes of pumpkin and grated ginger. Heat a little bit of oil on the other pan and golden fry onion cut into "feathers". Saute under cover for approx. 10 minutes. After that add the broth, stir, season with salt, pepper and chill powder. Cook on the low flame till the pumpkin is really soft.  Blend everything till creamy consistency. Add coconut milk (not compulsory, but it gives nice taste) and lime juice to taste.  Serve with spoon of curd, roasted pumpkin seeds decorated with fresh coriander.
Yum Yum!!!

Sunday, November 21, 2010

O mój rozmarynie.../Crème brûlée fusion version

Od rana chodzi za mną smak deseru przygotowanego na moją pożegnalną kolację z rodzinką. Obawiam się, że przez dłuższą chwilę nie będę miała szansy go powtórzyć... chociaż...kto wie. Niemniej jednak dziś postanowiłam się nim podzielić. Sekretna receptura pochodzi z Akademii Kurta Scheller'a.

Rozmarynowy Crème brûlée w wersji fusion
proporcje dla 6 osób
  • 6 żółtek
  • 0,5l śmietany kremówki (30% lub 36%)
  • 7 łyżek drobnego cukru + troszkę do zrobienia skorupki (brûlée) w tym wypadku najlepiej użyć pudru
  • kilka gałązek świeżego rozmarynu
  • laska wanilii
6 żółtek zmiksować z 6 łyżkami cukru na kogel mogel.  Śmietanę podgrzewać w garnku z rozmarynem i łyżką cukru. Laskę wanilii przeciąć na pół, przy użyciu noża wyskrobać nasionka, dodać do śmietany wraz z przekrojoną wanilią. Śmietana musi podgrzewać się jakiś czas, żeby przeszła aromatem wanilii i rozmarynu, nie powinna się jednak zagotować.
Następnie powoli należy przecedzić śmietanę przez sitko, łącząc ją z ubitymi żółtkami, delikatnie wymieszać.
Rozlać do kokilek, lub innych żaroodpornych niedużych naczynek.
Piekarnik rozgrzać do 120-130C piec około 30 min. Deser będzie gotowy w momencie, gdy brzegi będą ścięte, ale środek w konsystencji będzie przypominał galaretkę. Żeby sprawdzić, najlepiej otworzyć piekarnik i chwycić naczynko w rękawicy i potrząsnąć.
Jeśli przeoczymy ten moment, nic złego się nie stanie, deser będzie mniej kremowy, w konsystencji bardziej ciastowaty, jednak w dalszym ciągu pyszny. Następnie należy wyjąć z piekarnika,dobrze wystudzić i wstawić do lodówki aby stał się zimny.
Na koniec posypać cienką warstwą cukru, karmelizować przy pomocy palnika lub wstawić na moment pod mocno rozgrzaną grzałkę grill'a w piekarniku, uważając jednocześnie by się nie przypalił. Pychota, palce lizać!!!

Ps. Tym razem nie do końca wyszło popisowo, ale było pysznie ;)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Since morning I've been craving for a desert I've prepared for the dinner with my family, night before leaving for India - Crème brûlée, this time fusion version with rosemary. I don't think I will have a chance to repeat  it soon.. but who knows :) anyways I have decided to share it. Secret recipe comes from The Kurt Scheller Academy I have joined few years back.
How to Make Creme Brulee
There's nothing more delicious than crème brûlée (French for "burned cream"), an enormously popular dessert served in fine restaurants. It has just few ingredients and can easily be made at home. 

Serves 6
  • 6 egg yolks
  • 7 spoons of fine sugar + little more for making the brûlée
  • vanilla stick
  • few fresh rosemary stems 
  • 0,5l of sweet cream (30%-36%)
Beat the yolks with 6 spoons of sugar. Heat the cream in a pan, with rosemary and 1 spoon of sugar.
Cut vanilla stick into half, remove the seeds with the knife, add them to the cream together with the stick itself. Cream should be heated up for some time, but you have to be careful and not let it start boiling.
Filter the cream with a strainer, start adding it to the yolk, bit by bit, whisking so that they do not curdle.
Mix thoroughly. Pour into 6 oven safe ramekins. Preheat the oven to 120-130C, bake for approximately 30 min. The best test to check if it is done is the so-called "wobble" test: as the ramekins cook, carefully reach in the oven and gently shake one with tongs or an oven mitt. It's perfect when the edges are set but the rest of the custard jiggles. Cooking the custards past this point will lead to a harder, pastier consistency but equally yummy, so don't panic if you miss the proper point.
After it is baked, remove form the oven, cool it down and refrigerate. In the end sprinkle with thin layer of sugar. Caramelize with a torch  flame or place it for a moment under the oven's grill. Enjoy!! Simply yummy!!!

Friday, November 19, 2010

Welcome to Mumbai

Załączam melodię, która towarzyszyła mi podczas podróży do Bobaju. Tak mi się podoba, że postanowiłam się nią podzielić! Miłego słuchania!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
This track was my companion during the flight Munich-Mumbai.
Enjoy!!!

Mumbai Theme Tube by A.R. RAHMAN

Tuesday, November 16, 2010

Cygan XXI wieku

"Jadą wozy kolorowe taborami
jadą wozy kolorowe wieczorami
może z liści spadających im powróży
wiatr cygański wierny kompan ich podróży
zanim ślady wasze mgła mi pozasnuwa
odpowiedzcie mi Cyganie jak tam u was jest"...  
                                                                                 M. Rodowicz


Nastały dziwne czasy...określam je "cygaństwem" XXI wieku... 
Żyjąc za żelazną kurtyną nie śniło nam się, że można inaczej... że można zwiedzać świat... nasza egzystencja ograniczała się do dobrze zdefiniowanej codziennej rzeczywistości...
Mój Tata zacytował mi kiedyś starożytną chińską klątwę "Obyś żył w ciekawych czasach"... Nie ulega wątpliwości, iż naszym rodzicom, przyszło w nich żyć... czy nam również?

Teraz jest inaczej... lecz równie "ciekawie"..wszystko niby bardziej dostępne...w zasadzie na wyciągnięcie ręki, a może raczej karty kredytowej... Świat stał się globalną wioską...a my żyjemy w nim jak w matni pomiędzy rzeczywistością realną a wirtualną...
Czasem zdaję sobie sprawę z tego, że powoli wszystko to zaczyna mnie przytłaczać... Od paru lat stałam się "nowoczesnym cyganem" osobą, zawieszoną we własnym świecie, rozdartą miedzy jedną rzeczywistością  a drugą...ciągle żyjącą na walizkach... ciągle w podróży... takie życie wybrałam...i muszę czerpać niego to co najlepsze...
Ktoś może pomyśleć, że złapałam Pana Boga za nogi... jednak czy tak jest? Na pewno nie jest tak pięknie jak by to mogło się wydawać... każdy z nas musi płacić cenę za swoje szczęście. Moja cena z pewnością nie jest mała... Mój świat to lotniska, nowe miejsca, nowi ludzie, języki.... niby wszystko pięknie...cudownie, ale czasem ciężko jest odnaleźć w tym wszystkim własne ja. Ciężko jest powiedzieć "to jest moje miejsce... "to jest mój dom"... Przez ostatnie dwa lata zmieniłam więcej miejsc zamieszkania, niż przez całe swoje dotychczasowe życie...tak więc walizka stała się moją dobrą koleżanką, a może nawet można już mówić o przyjaźni między nami... 
Ciężko mi zostawiać wszystkich  i wszystko za sobą i iść na przód... żal ściska mnie to tu, to tam...
Znajomi mówią mi zawsze, że cieszą się widząc uśmiech na mojej twarzy... wiedzą, że dobrze mi się układa, że jestem szczęśliwa... to prawda... zgrzeszyłabym mówiąc,że nie jestem... Jednak to wszystko ma też drugie dno. Walka o własne szczęście to codzienna harówka...czasem jednak, lepiej jest zrobić dwa kroki do tyłu, by potem móc powoli ruszyć z podniesioną głową na przód...

Monday, November 15, 2010

Boska sałatka z łososiem/Gorgeous salad with salmon

Uwielbiam łososia...mogłabym go jeść codziennie, szczególnie wędzonego. To jeden z produktów, na które smak trzeba sobie wyrobić. Pamiętam, że jako małe dziecko Babcia zachęcała mnie do kanapeczek z wędzonym łososiem, a ja krzywiłam się mówiąc "feeee". Teraz...hmmm...nie wiem jak obejdę się bez niego...gdyż w Indiach ciężko go uraczyć.

Dziś proponuję moją ulubioną sałatkę.

Proporcje na 1 osobę:
  • garść sałaty (ja tym razem użyłam samej rukoli, ale można użyć lodowej lub mix'u różnych sałat );
  • kilka pomidorków koktajlowych lub jeden duży na osobę;
  • kilka plasterków wędzonego łososia;
  • świeży parmezan potarty na tarce o grubych oczkach;
  • ewentualnie kilka kawałków sera camembert ale nie jest to konieczne 
Sos vinaigrette:
  • 1 łyżka oliwy;
  • 1 łyżka octu z białego wina;
  • pół łyżeczki musztardy Dijon;
  • odrobina miodu;
  • sól, świeżo mielony czarny pieprz;
  • 1 ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę.
Sałaty opłukać, osuszyć, ułożyć na talerzu. Pomidorki przekroić na połówki, ułożyć wraz z łososiem  pokrojonym w paski i camembertem na sałacie. Posypać parmezanem. Składniki sosu połączyć ze sobą, ubić za pomocą widelca do uzyskania konsystencji emulsji. Polać sałatkę. 
Palce lizać!!!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I love salmon...I can eat it everyday, smoked one in particular. It's one of these products for which, one has to develop the taste. I remember when my Grandma was always enhancing me to try it and I was saying "yyyyy". Well... now I don't know how I am going to survive with out it... as it is not widely available in India.

Today I am presenting my favourite salad.

Proportions for 1 person.

  • big fist of different kinds of salads eg. ice lettuce or rocket salad;
  • few slices of smoked salmon;
  • few cherry tomatoes;
  • grated fresh Parmesan cheese;
  • few pcs of Camembert cheese (not necessarily)
Vinaigrette sauce:
  • 1 spoon of olive oil;
  • 1 spoon of white wine vinegar;
  • half teaspoon of Dijon mustard;
  • touch of honey;
  • salt, fresh grounded black pepper;
  • 1 clove of garlic, pressed.
Rinse and dry the salads, put them on a plate. Cut cherry tomatoes into half, place them on the salads together with salmon cut into stripes, pieces of Camembert and grated Parmesan. Stir all sauce ingredients beating them with a fork to get emulsion. Sprinkle on the salad.
Simply yummy!

    Sunday, November 14, 2010

    Gdańsk by night

    Od dawna nosiłam się z zamiarem zrobienia kilku zdjęć nocnego Gdańska.  Nie do końca osiągnęłam zamierzony efekt, ale i tak miło będzie mi obejrzeć od czasu do czasu te zdjęcia i wspomnieć moje piękne miasto.
    ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    I've been planning to take some photos of Gdańsk by night for quite some time. The effect is not really what I wanted to achieve, but  anyways it will be a pleasure for me to look at these snaps from time to time and remember about my beautiful city.

     








    Saturday, November 13, 2010

    Dolce far niente - słodkie nic nie robienie :)

    Hmmm, plan na dziś był ambitny...wieczorne zdjęcia pięknie oświetlonego Gdańska... jednak po rodzinnym obiadku we włoskiej restauracji ogarnęło mnie "dolce far niente". We włoskim jedzeniu jest to coś, co niemiłosiernie rozleniwia. To nie ważne, że przez cały dzień targałam ze sobą aparat i statyw...pierwsza wątpliwość pojawiła się po zjedzeniu przepysznej pasty, zaś po deserku i kawusi, sesja została przełożona i zamieniona na słodkie lenistwo w domku przed telewizorkiem :)
    ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    I had and  ambitious plan for tonight...photographing Gdańsk by night...however after eating delicious family dinner in Italian restaurant I have been dominated by "dolce far niente" (sweet doing nothing). There is something about Italian food, which makes you totally lazy. Doesn't matter, that I've been carrying a camera and tripod with me whole day prepared for an evening photo session... first hesitation came after eating gorgeous pasta with spinach, salmon and sun dried tomatoes, after lovely cappuccino and crème brûlée, session has simply been postponed and turned into sweet laziness in front of  TV.

    Friday, November 12, 2010

    Ostatnie podrygi...

    Tak jest... to ju ostatnie podrygi...ostatki mojego, tym razem nieco dłuższego pobytu w Polsce.
    Dziwnie się czuję musząc wyjeżdżać kolejny raz...ale tak to już jest "widziały gały co brały", hihi...

    Thursday, November 11, 2010

    Święto niepodległości/Independence day

    Dziś dzień odzyskania niepodległości. Zastanawiam się nad wymową tego święta. W Stanach to radosny dzień, w Indiach również. Ja nie odbieram w ten sam sposób naszego święta. Wręcz przeciwnie, nie wiem czy to zasługa tego, że przypada późną jesienią, ale dla mnie 11 listopada to dzień raczej dołujący.
    Polacy to naród, któremu wydaje się, że martyrologię i mesjanizm ma wpisany w genach. Czasem źle mi się robi patrząc na to, co dzieje się w mediach. Ciągle tkwimy w przeszłości...nie możemy zapomnieć o dawnych urazach, ciągle rozdrapujemy stare rany... zamiast tego powinniśmy się skupić na przyszłości i budować nową silną Europę bez podziałów i zwad...no cóż...może kiedyś nasz punkt widzenia się zmieni...

    -----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    Today Poland is celebrating Independence Day. I am thinking about the character of this holiday. In USA & in India its a celebration time whereas I do not see our Independence day this way. On the contrary I think it's rather sad and depressing.
    Poles, are a nation who think that we have martyr in our genes. Sometimes I feel sick looking on what is going on in our public media. We are stuck to the past...we cannot forget and forgive, constantly scratching old wounds... instead of that we should focus on the future and try to build new strong Europe without all "these"...well...maybe some day... we'll change our point of view...

    Wednesday, November 10, 2010

    Śniadanie do łożka

    Dziś do kin wchodzi nowa polska komedia  "Śniadanie do łóżka" z Małgorzatą Sochą,  Tomaszem Karolakiem i Piotrem Adamczykiem w rolach głównych. Razem z Mamą wybieramy się już dziś, tak więc po południu napiszę czy ten film jest coś wart :) Jak na razie zapowiada się śmiesznie...



    No  i już po filmie. Generalnie całkiem przyjemny, z gatunku mało ambitnych niepoprawnie optymistycznych komedii romantycznych "Made in Poland". Dobra kreacja Sochy i Karolaka. Fajne stroje i smakowite jedzonko. Co mnie nieco raziło, to "chamski" sposób prezentacji sponsorów filmu. Film toczy się w kuchni, zatem na każdym kroku  pokazywane są noże Berghoff, blendery Bosch'a oraz przyprawy Kotanyi. Trochę to "tanie" i męczące...Niemniej jednak film polecam, lekki, łatwy i przyjemny!

    Tuesday, November 9, 2010

    Niebo w gębie /Chocolate heaven

    Potrzebujesz pociechy na jesienną chandrę...znam doskonały sposób, który momentalnie poprawi Ci nastrój.
    Czekolada na gorąco z wiśniówką
    • tabliczka deserowej lub gorzkiej czekolady;
    • 1/2l mleka;
    • 2 łyżki cukru;
    • po 50ml wiśniówki na osobę;
    • bita śmietana;
    • ewentualnie wisienki koktajlowe do dekoracji.
    Czekoladę połamać na kawałki, wrzucić do podgrzanego mleka, dodać cukier i mieszając doprowadzić do całkowitego rozpuszczenia, a następnie do wrzenia.
    Czekoladę przelać do 4 eleganckich szklanek (około 200ml). Dodać 50 ml wiśniówki i zamieszać.
    Udekorować bitą śmietaną. Na brzegu szklaneczki można zawiesić wisienkę koktajlową dla dekoracji.
    Smacznego!!!

    W wersji dla leniwych, można przygotować z gorącej czekolady w proszku, lub gotowej sprzedawanej w kartoniku.
    ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    Sad? I know a perfect way to cheer you up :)

    Hot chocolate with cherry liqueur
    • 100g of dark chocolate; 
    • 1/2l milk;
    • 2 spoons of sugar;
    • 50ml or cherry liqueur per person;
    • whipped cream;
    • cocktail cherries for decoration.
    Break the chocolate and add it to heated milk, add sugar and wait till chocolate melts completely. keep on the gas till boiling point.Pour the chocolate into 4 elegant (approx. 200ml glasses) add 50ml of cherry liquor.  Decorate with whipped cream and a cherry.

    For lazy ones - you can use ready instant chocolate.
    Enjoy!!!

    Monday, November 8, 2010

    Lata 80-te/ The 80's

    Parę dni temu Tata wysłał mi maila, jest tak niewiarygodnie prawdziwy, że zdecydowałam się podzielić jego treścią.

    Pamiętasz?

    Lata 80-te:
    • Staliśmy w kolejce przed budką telefoniczną za każdym razem gdy chcieliśmy zadzwonić do domu
    • Trwała była uważana za modną fryzurę- zarówno wśród dziewczyn jak i facetów.
    • Gwiazda Dirty Dancing- Patrick Swayze - był symbolem sexu.
    • Kawałek materiału z lycry o nazwie "body" z zapięciem w kroku (nie do opanowania zwłaszcza w połączeniu z alkoholem) był nieodłączną częścią naszej garderoby.
    • Poduszki na ramiona, im większe tym lepsze, dawały nam naturalną sylwetkę.
    • Maskara nie mogła być czarna, tylko w tym samym kolorze co tęczówka - niebieska, brązowa lub zielona.
    • Nie wolno było skakać po podłodze w czasie słuchania muzyki, rysowały się płyty.
    • Chodziły plotki, że Michael i Janet Jackson to ta sama osoba.
    • Getry i koszula były oczywistym zestawieniem.
    • Aerobik uprawiało się w stringach założonych na kostium do ćwiczeń.
    Rok 2010

    Wiesz, że żyjesz w 2010 roku, gdy:

    1. Przez pomyłkę wcisnąłeś kod PIN na kuchence mikrofalowej.
    2. Od kilku lat nie rozłożyłeś pasjansa używając prawdziwych kart.
    3. Masz 15 numerów telefonu do rodziny składającej się z 3 osób.
    4. Wysłałeś maila do kogoś, kto siedzi obok Ciebie.
    5. Powodem, dla którego straciłeś kontakt ze starymi przyjaciółmi jest fakt, że nie masz ich adresu mailowego.
    6. Pracujesz od 4 lat przy tym samym biurku, ale dla 3 różnych firm.
    7. Twój szef nie daje sobie rady z Twoją pracą.
    8. Twoja kolacja składa się z surowej ryby, którą jesz pałeczkami.
    10. Dzwonisz by dowiedzieć się czy rodzina jest w domu, podczas gdy ty wjeżdżasz do garażu.
    11. Wszystkie reklamy w TV mają na dole pasek z adresem internetowym.
    12. Wpadasz w panikę, gdy uświadomisz sobie, że wyszedłeś z domu bez komórki (której nie miałeś przez pierwsze 20 lat swojego życia) i musisz wrócić, by ją zabrać.
    13. Pierwszą rzeczą, jaką robisz rano po wstaniu z łóżka jest wejście "online" zanim przyniesiesz sobie kubek kawy z ekspresu.
    14. Kładziesz głowę na bok, żeby się uśmiechnąć :)
    15. Czytasz to, kiwasz głową i się uśmiechasz.
    16. Gorzej już wiesz do kogo to prześlesz.
    17. Byłeś zbyt zajęty, żeby zauważyć, że na tej liście brakuje nr 9.
    18. Przewinąłeś do góry by sprawdzić czy rzeczywiście go tam nie ma.
    19. A teraz siedzisz i uśmiechasz się sam do siebie!

    Witamy w XXI wieku :)
     ------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    Few days ago my Dad has sent me an email, it is unbelievable and so true. I have decided to share it.

    Do you remember?

    The 80's:
    • We were standing in a queues in front of a phone booth, every time we wanted to call home.
    • Perm was fashionable both for women and men.
    • Dirty Dancing Star- Patrick Swayze - was a sex symbol.
    • Piece of Lycra fabric, called  "body", with a fastening in crotch (difficult to handle while being drunk) was an inherent part of our wardrobe. 
    • Shoulder pads, the bigger the better, were giving us "natural" silhouette.
    • Mascara could not be black, it had to match the pupil- blue brown or green.
    • Jumping was not allowed while listening to the music, as vinyl records were getting scratched.
    • There were rumours that Michael and Janet Jackson is the same person.
    • Leggings and a shirt were an obvious match.
    • Aerobics outfit were thongs on an exercising suit.
    Year 2010

    You know that you are living in 2010, when:

    1. By mistake you put your PIN on an microwave.
    2. Since few years you have not used real playing cards for a Solitaire.
    3. You have 15 different phone numbers of a family composed of 3 people.
    4. You are sending an email to a person sitting right next to you.
    5. The reason why you don't stay in touch with a group of old friends is that you don't have their emails.
    6. Since 4 years you are working by the same desk, but for 3 different companies.
    7. Your boss has difficulties managing your work.
    8. Your dinner is composed of raw fish eaten by chopsticks.
    10. You call to get to know if your family is at home, while parking your car in a garage.
    11. All TV ads have a web address displayed.
    12. You start to panic, realising that you have not taken your mobile (which you didn't have for first 20 years of your life) and you have to come back to take it.
    13.  First thing you do after getting up, is getting online, even before you make a cup of coffee from a machine.
    14. You put your head sideways to give a smile  :)
    15. You are nodding while reading this and smiling.
    16.You already know whom you will send this.
    17. You were too busy to see that on this list, point 9 is missing.
    18. You scrolled to check if it really is not there.
    19. Now you are smiling to yourself!

    Welcome in XXI century.




    Sunday, November 7, 2010

    The social network

    Wczoraj miałam okazję wybrać się do kina na "The social network" i jestem w lekkim szoku, że jestem częścią tego wszystkiego.
    W dzisiejszych czasach, liczy się genialny pomysł więc idę szukać swojego, może dziś mi się przyśni :)
    --------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    Yesterday I had an opportunity to go to the cinema and watch "The social network". I have to admit that still I am in a state of shock that I am a part of it.
    In today's world a great idea is "the" thing that matters, so I am going to search for mine, maybe it will come to me in a dream :)

    źródło/source: http://collider.com/

    Saturday, November 6, 2010

    Gruszkowe delicje/Pear deli

    Wczoraj mieliśmy małe party u Asi i Łukasza (Siostry i Szwagra). Było pyszne jedzonko i miła atmosfera.
    Ja zdecydowałam się przygotować deser. Inspiracja pochodzi z mniammniam.pl i przypadła wszystkim do gustu stąd moja rekomendacja :)

    Co potrzebujemy?

    - po jednej miękkiej sporej gruszce na osobę;
    - trochę sera pleśniowego blue (np. rokpol lub gorgonzola);
    - coś do posypania -najlepiej płatki/słupki migdałowe lub orzechy włoskie, ewentualnie podprażone pestki - dyni lub słonecznika;
    - odrobina brązowego cukru;
    - zredukowane balsamico lub glazura balsamiczna.

    Jak przygotować?

    Foremkę do zapiekania wysmarować oliwką, gruszki przekroić na pół wyciąć gniazda nasienne. Piekarnik nagrzać do 220C, piec ok 30 min do momentu, aż gruszki będą miękkie.
    Następnie wypełnić otwory po gniazdach nasiennych pokruszonym serem blue, posypać migdałami, orzechami itp. Posypać odrobiną brązowego cukru. Podpiec do momentu, aż ser lekko się rozpuści.
    Układać na talerzach po dwie połówki dla każdego, udekorować np. bazylią i sosem z octu balsamicznego.
    Żeby uzyskać wspaniały sos z octu balsamicznego, należy go po prostu zredukować, czyli podgrzewać  w garnuszku na małym ogniu do momentu, aż zgęstnieje.

    Obecnie można w sklepach kupić gotowe glazury balsamiczne (balsmic glaze), które mają podobne właściwości jak zredukowany ocet. 

    Smacznego!!!
    --------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    Yesterday we had a small party in Asia's and Łukasz's place (my sis and brother in law). Lots of delicious food and nice atmosphere. I have decided to prepare a desert, which I strongly recommend.

    We need:

    - 1 big soft pear per person;
    - some blue cheese eg. gorgonzola;
    - almond flakes, walnuts, pumpkin or sunflower seeds;
    - little bit of brown sugar;
    - reduced balsamic vinegar or balsamic glaze.

    How to prepare:

    Spread a little bit of oil on the baking from, cut pears into halves, remove the seeds, preheat the oven to 220C and bake pears for approx. 30 min, till the time they are soft.
     Remove from the oven, fill with blue cheese, put some almonds, walnuts or roasted seeds from top add touch of brown sugar and bake again for  few minutes till the cheese melts.
    Serve on a plate, two halves per person, decorated with for example basil leave and balsamic sauce.
    To get balsamic sauce you need to reduce the balsamic vinegar. To do so, just keep it on low flame till the time it evaporates and becomes dense. You can also use ready balsamic glaze.

    Bon Appetit!




     Zdjęcia w nowej odsłonie :)/ New snaps :)





    Friday, November 5, 2010

    Happy Diwali



    Diwali to najważniejsze święto w Indiach, które znaczeniem można porównać do naszego Bożego Narodzenia. Święto to zwiastuje nadejście Nowego Roku według kalendarza hinduistycznego. Rozpoczyna się co roku piętnastego dnia hinduskiego miesiąca Aświn - wypadającego zwykle w październiku lub listopadzie - i trwa w sumie pięć dni. 
    Skąd nazwa??? Sanskryckie słowo "dipa" znaczy lampa; a "awali"- rząd, więc dipawali znaczy "rząd świecących się lamp".  Zapalenie lampy to metafora zwycięstwa światła nad ciemnością, dobra nad złem. Gdy światło wkracza tam, gdzie dotąd dominowała ciemność, nad śmiercią zwycięża życie, nad złem dominuje dobro. Kulminacyjnym momentem rozpoczęcia uroczystości jest zapalanie świateł i pokazy fajerwerków.

    W ubiegłym roku miałam możliwość doświadczenia tego święta na własnej skórze. Myślę, że idea jest piękna i bardzo wymowna, aczkolwiek samo święto bardzo komercyjne.
    W dzisiejszych czasach komercja jest wszędzie, w okresie Bożego Narodzenia, w czasie Walentynek i każdego innego święta. Handlarze dwoją się i troją, by wcisnąć nam swoje fantastyczne "chińskie" cacka. Jednak wśród całego tego chłamu można wyszukać "perełki," które udekorują nam dom i nadadzą fantastyczną atmosferę.
    Ja w czasie Diwali tego nie czułam. Wszystko tonie w tanich światełkach, ze stoisk straszą chińskie lampiony z nadrukiem "Happy Diwali". Gdy się ściemni, ludzie całymi rodzinami wylegają na ulicę  i odpalają fajerwerki. No i tu zaczyna się konkurencja, kto ma lepsze, kto ma większe, kto będzie dłużej strzelał. Istne urwanie głowy ;)
    W czasie Diwali, odwiedza się domy znajomych i przyjaciół obdarowując ich słodyczami. Wizyty są, krótkie i jak dla mnie trochę "bo tak wypada". Brakuje atmosfery biesiady, uroczystej kolacji i szczerego obcowania ze sobą. Kolejnym aspektem są prezenty...Hindusi to przesympatyczni i przesłodcy ludzie. Jednak dobra materialne mają dla nich ogromne znaczenie. Diwali związane jest z kultem bogini bogactwa Laxmi, tak więc w dobrym tonie jest obdarowywać rodzinę złotem i pieniędzmi. Mnie szczerze powiedziawszy nie do końca to odpowiada. Nie czuję się komfortowo, gdy ktoś daje mi coś na co "nie zapracowałam". Wolałabym w zamian szczery uśmiech i dobre słowo. Ale możne jestem jakaś dziwna, w końcu jestem z "importu"... :)

    Myśląc o Diwali, chciałabym cofnąć się w czasie i doświadczyć tego święta z całą radością jakie niesie, bez komercji, blichtru i kiczu. Chciałabym, aby "gwiazdą" wieczoru było samo światło, a ludzie gromadzili się i weselili  wokół niego.

    ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    To all my Dear and loved ones:

    May This Diwali be as bright as ever.
    May this Diwali bring joy, health and wealth to you.
    May the festival of lights brighten up you and your near and dear ones lives.
    May this Diwali bring in u the most brightest and choicest happiness and love you have ever Wished for.
    May this Diwali bring you the utmost in peace and prosperity.
    May lights triumph over darkness.
    May peace transcend the earth.
    May the spirit of light illuminate the world.
    May the light that we celebrate at Diwali show us the way and lead us together on the path of peace and social harmony
    Wish you a very happy Diwali

    Trochę zdjęć z zeszłego roku/Few picts from last year